KARAFKA

 

Kiedy Lenin miał osiem lat, zdarzyła mu się mała przygoda, o której później, po wielu latach, wspominała jego siostra Anna Iljiniczna.

Siostra Lenina opowiadała o swoim bracie, że był psotnikiem nie lada, lecz przy tym prawdomównym chłopcem. Nigdy nie kłamał i przyznawał się zawsze do spłatanych figlów.

Pewnego razu wydarzyła się taka historia:

MałyWołodia pojechał z ojcem i siostrami do Kazania. Mieszkała tam ich krewna, ciocia Ania. Do niej właśnie pojechali w odwiedziny. Ciocia Ania również miała dzieci - kuzynów i kuzynki Lenina.

Spotkanie było bardzo wesołe. Uradowane dzieci dokazywały, biegały po mieszkaniu i wymyślały różne zabawy.

Któregoś dnia tak się rozdokazywały, że strąciły ze stolika karafkę, która spadła na podłogę.

A stało się to podczas bardzo wesołej zabawy. Dzieci goniły się nawzajem i Wołodia, przebiegając przez pokój, wpadł na stolik. Stolik zachwiał się, a piękna kryształowa karafka zleciała na podłogę i stłukła się na drobne ka­wałki.

Nikt nie zauważył, kto to zrobił. Rozbawione dzieci biegały bez przerwy po całym pokoju.

Dopiero kiedy rozległ się brzęk tłuczonego szkła, zapadła cisza.

Wtem otwierają się drzwi i do pokoju wchodzi ciocia Ania. Ciocia usłyszała brzęk tłuczonego szkła, przyszła więc zobaczyć, co się stało.

Na widok rozbitej karafki ciocia Ania zapytała dzieci:

- Kto to zrobił?

Ale wszystkie dzieci odpowiadały: "To nie ja". Mały Wołodia również powiedział: "To nie ja". Odezwał się tak cicho, że ledwo go było słychać.

Wołodia powiedział nieprawdę, ponieważ się prze­ląkł w pierwszej chwili. Był przecież w mało znanym do­mu, w obcym mieszkaniu, prawie nie znał cioci Ani. A prócz tego był najmłodszy ze wszystkich dzieci. Nie mogło mu przejść przez gardło: "To ja zrobiłem".

Ciocia Ania powiedziała:

- To znaczy, że karafka stłukła się sama. Pewnie znudziło się jej stać na stoliku, więc sobie spadła na podłogę.

Dzieci w śmiech i mówią:

- Ona chyba chciała pobawić się z nami. Dlatego skoczyła ze stolika na podłogę. Ale biedaczka zapo­mniała, że jest ze szkła, no i stłukła się.

I znów parsknęły śmiechem. Tylko mały Wołodia nie śmiał się. Wszedł do sąsiedniego pokoju i siadł przy oknie. Siedział tam dość długo i myślał o czymś. Dopiero wieczorem znów zaczął bawić się ze wszyst­kimi.

Od owego dnia minęły dwa miesiące.

Wołodia dawno już powrócił z Kazania do domu. Znów zamieszkali w swoim rodzinnym mieście, Symbirsku.

Pewnego wieczoru, kiedy dzieci szły spać, mama Wołodi podeszła do jego łóżeczka i zobaczyła, że Wołodia zalewa się łzami.

Mama zapytała:

- Dlaczego płaczesz?

A Wołodia, szlochając, odpowiedział:

- Mamo, kiedy byliśmy w Kazaniu, oszukałem ciocię Anię. Powiedziałem jej, że to nie ja stłukłem karafkę a właśnie ja to zrobiłem.

Mama zaczęła go pocieszać i rzekła tak:

- Nic strasznego się nie stało! Nie płacz! Napiszę list do cioci Ani. Na pewno ci przebaczy. Wołodia powiedział poprzez łzy:

- Koniecznie napisz list do cioci Ani! Napisz, że to ja stłukłem karafkę.

Mama znów zaczęła go pocieszać. W końcu Wołodia uspokoił się i zasnął.

Mama ucałowała go, otuliła kołdrą i pomyślała:

"Jakie to dziwne dziecko. Dwa miesiące pamiętał o tym zdarzeniu i dwa miesiące martwił się, że niechcący po­wiedział nieprawdę! Ale teraz, kiedy się przyznał, lżej mu się zrobiło na sercu i zasnął z uśmiechem na buzi".

Nazajutrz napisała list do cioci Ani. Wkrótce nadeszła odpowiedź. Ciocia Ania pisała, że wcale się nie gniewa, na swego miłego bratanka i zaprasza go znów do siebie.

 

| SPIS | NASTĘPNE >>