LENIN I ZDUN

 

Pewnego razu Lenin spacerował po lesie i ujrzał nagle, że jakiś mężczyzna piłuje drzewo.

A to piłował niejaki Mikołaj Benderin. Niemłody mężczyzna z wielką brodą i bardzo zuchwały.

Benderin był z zawodu zdunem, lecz prócz tego umiał wszystko robić. Zepsuł mu się wóz. I oto poszedł do lasu, żeby ściąć drzewo potrzebne mu do naprawienia wozu.

No i właśnie piłuje drzewo. Nagle słyszy, że ktoś mówi do niego:

- Dzień dobry!

Benderin obejrzał się. Patrzy: stoi przed nim Lenin. Ale Benderin, oczywiście, nie wiedział, że to jest Lenin. I nie odpowiedział, tylko skinął głową: niby że dobrze, witajcie, ale nie przeszkadzajcie mi w pracy.

Lenin mówi:

- Dlaczego pan piłuje drzewo? Przecież to las pań­stwowy. Tu nie wolno piłować. A Benderin odpowiada gburowato:

- Co chcę, to robię. Muszę naprawić wóz.

Lenin nic na to nie odpowiedział i odszedł.

Po jakimś czasie, może po miesiącu, Lenin znów spo­tkał tego zduna. Ale tym razem Lenin spacerował po polu. Zmęczył się trochę i usiadł na trawie, by odpocząć..

Wtem nadchodzi ów zdun Benderin i zuchwale krzy­czy na Lenina.

- Dlaczego pan tu siedzi i trawę gniecie? Czy pan wie, ile dziś kosztuje siano? Pan będzie łaskaw podnieść się z trawy.

Lenin wstał i poszedł do domu.

Włodzimierzowi Iljiczowi towarzyszyła podczas spa­ceru jego siostra. Więc mówi ona do zduna Benderina:

- Dlaczego pan tak ordynarnie krzyczy? Przecież to jest Lenin, przewodniczący Rady Komisarzy Lu­dowych.

Benderin przestraszył się i nic nie odpowiedziawszy, pobiegł do domu. A w domu mówi do swej żony:

- No, Katarzyno, czeka nas zmartwienie. Drugi raz spotykam pewnego człowieka i zachowuję się nie­grzecznie, a to okazuje się jest Lenin, przewodniczący Rady Komisarzy Ludowych. Aż się boję pomyśleć, co teraz ze mną będzie.

Ale minęło jeszcze trochę czasu, może jakieś dwa mieisąc i nastała zima.

Leninowi potrzebny był zdun. Trzeba było naprawić kominek, który dymił. A dookoła we wszystkich wsiach był tylko jeden zdun, właśnie ów Benderin. I oto przyjeżdżają do Benderina dwaj wojskowi i mówią:

- To pan jest zdunem nazwiskiem Benderin?

Benderin zmarkotniał bardzo i odpowiedział:

- Tak, to ja jestem.

 Wojskowi mówią:

- Wobec tego proszę się ubrać. Jedziemy do Lenina do Gorek.

Usłyszawszy to Benderin przeraził się. I zmarkotniał jeszcze bardziej.

Ubiera się, ręce mu się trzęsą. Mówi do żony:

- No, żegnaj, Katarzyno Maksymowno. Chyba już się więcej nie zobaczymy, Lenin przypomniał sobie zapewne moje zuchwalstwo i to, jak go przepędziłem z pola, i jak niegrzecznie odpowiedziałem w sprawie rrzewa. Na pewno przypomniał sobie to wszystko i postanowił wsadzić mnie do więzienia.

I oto jedzie zdun wraz z wojskowymi do Gorek. Wojskowi wprowadzili Benderina do pokoju. A tu Lenin podnosi się z fotela i mówi:

- A, stary znajomy. Pamiętam, pamiętam, jak mnie pan nastraszył na łące. I jak pan piłował drzewo.

Na te słowa Benderin zadrżał. Stoi przed Leninem, mnie czapkę i mamrocze:

- Niech pan przebaczy staremu głupcowi.

Lenin mówi:

- No, zgoda, nie ma o czym mówić! Już o tym zapo­mniałem. A co się tyczy trawy, to miał pan chyba rację. Nie powinienem był siedzieć na łące i gnieść trawę. Ale nie o to chodzi. Czy nie moglibyście, drogi towarzyszu Benderin, oddać mi małej przysługi? Kominek u mnie dymi. Trzeba go naprawić. Czy może pan to zrobić?

Benderin usłyszał te uprzejme słowa i z radości jakby stracił mowę.

Tylko kiwa głową: niby że może naprawić. I pokazuje rękami; niech przyniosą cegły i glinę.

Natychmiast przyniesiono Benderinowi glinę i cegły.

A on zabrał się do pracy. I wkrótce wykonał wszystko w najlepszy sposób, doskonale.

Teraz znów przyszedł Włodzimierz Iljicz i dziękuje zdunowi Benderinowi. Zapłacił mu i zaprasza do stołu na szklankę herbaty.

I oto zdun Benderin siada z Leninem do stołu i pije herbatę z ciasteczkami. A Lenin przyjaźnie z nim gwarzy.

Po wypiciu herbaty zdun Benderin pożegnał się z Leninem i nieswój wraca do domu.

A w domu mówi do żony:

- Witaj, Katarzyno Maksymowno. Myślałem, że się już nie zobaczymy, lecz stało się inaczej. Lenin to taki sprawiedliwy człowiek, że nawet nie wiem, co mam teraz myśleć o nim.

 

<< POPRZEDNIE | SPIS | NASTĘPNE >>